Kadziewicz: Mogę biegać, skakać i chcę to robić.

AKTUALNOŚCI

Na prośbę kibiców Łukasz Kadziewicz odpowiedział na przesłane przez nich pytania. Poniżej prezentujemy efekty tej ciekawej rozmowy z naszym doświadczonym środkowym.

Czy łatwo „idzie się pod prąd” i „walczy z wiatrakami”? Jest z Pana dość rzadki „egzemplarz” :)

Nie czuję się osobą, która walczy z wiatrakami i idzie pod prąd. Po prostu staram się być sobą. Czasami jest to przez ludzi odbierane jako „bufonada” albo kreowanie siebie na kogoś, kim człowiek w zupełności, „w realu” nie jest. Ja po prostu taki jestem. Kiedyś powiedziałem, że mam jedno życie i chciałbym przez nie przejść tak, jak każdy – jeden chce jeździć konno, drugi chce grać w siatkówkę. Każdy z nas postrzega życie inaczej. Ja przyzwyczaiłem się już do tego, że ludzie odbierają mnie jako osobę kontrowersyjną. Mimo to bliscy, którzy są ze mną, twierdzą, że wcale aż taki straszny nie jestem. Podobno zyskuję przy bliższym poznaniu. A czy jest ze mnie „rzadki egzemplarz”? Każdy chciałby się czuć wyjątkowo, ale ja na pewno się taką osobą nie czuję. Uprawiam normalny zawód, jak kilkaset, czy kilka tysięcy ludzi w Polsce – gram w siatkówkę. Fajnie! Polecam każdemu, żeby związał swoje życie ze sportem i tak, jak powiedziałem na początku: nie idę pod prąd. Jeżeli tak jestem odbierany to już nie moja wina.

Czy spodziewa się Pan dużego zainteresowania książką, którą pisze? Kiedy możemy się spodziewać wprowadzenia jej w obieg?

Na 99%… chciałbym powiedzieć, że na 100% zostanie wydana do końca tego roku. Nie oczekuję dużego zainteresowania, bo nie jest to rzecz, na której zarabia się setki tysięcy czy miliony, jak może niektórzy sądzą. Książka jest ode mnie dla kibiców. Spotkałem się z dużą grupą ludzi, która dobrze mi życzyła, pomagała mi w trudnych momentach. Jest to coś nowego w moim życiu. Próbuję wielu nowych rzeczy, a książka jest jedną z nich. Celuję raczej w target kibiców czy młodych zawodników, dla których będzie tam wiele rzeczy, które będą mogli przeczytać „ku przestrodze”. Zrobiłem w swoim życiu wiele dobrego i wiele złego, co miało ogromny wpływ na moją przygodę ze sportem. Niektóre rzeczy wyszły zresztą dopiero po latach. To pokazuje, że przez całe nasze życie ponosimy konsekwencje każdej, małej decyzji, którą podejmiemy.

Co Pan sądzi o zakodowaniu MŚ?

Nie jestem kompetentną osobą do tego, żeby wypowiadać się o tak wielkim przedsięwzięciu, jakim są Mistrzostwa Świata i o tak ogromnych korporacjach, jakimi są Polsat i Polski Związek Piłki Siatkowej. To są rozgrywki na trochę wyższych szczeblach. Ja mam dostarczać ludziom przychodzącym do hali dobrej zabawy i trochę emocji. My, jako zawodnicy – i mówię tutaj o wszystkich – bardziej koncentrujmy się na graniu w siatkówkę a nie na „politykowaniu”. A że Mistrzostwa są zakodowane? Najwidoczniej była taka potrzeba i ekonomia zmusiła ludzi do tego. Nie wiem… oby ta impreza była wielka. Myślę, że wtedy tematem przewodnim przestanie być to, czy te Mistrzostwa są zakodowane czy nie.

Co Pan wybierze:

• taniec czy śpiew?

Dla mnie są to rzeczy nieodłączne. Jeżeli tańczę to śpiewam. Jedna i druga jest fajna (śmiech).

• włoskie wino, rosyjski spirytus, polską wódkę czy piwo?

Jeżeli już miałbym coś pić to chyba polską wódkę. Piwo nie bardzo, a rosyjski spirytus brzmi strasznie. A włoskie wino? Nie jestem somellierem. Nie odróżniam Kadarki od Beaujolais nouveau, więc zdecydowanie wino to nie moje klimaty.

• spokojny tydzień na bezludnej wyspie, romantyczny w Paryżu czy szalony w Las Vegas?

Kiedyś na pewno w Vegas, ale na dzień dzisiejszy chyba bym się zdecydował na tydzień na bezludnej wyspie.

Ma Pan idola? Jeśli tak, to kto nim jest?

Nie, nie mam idoli. Nigdy właściwie nie miałem ani idoli sportowych, ani życiowych. Większość z nas tak naprawdę w swoim życiu dużo gra, tworzy pozę, a rzeczywistość często wygląda inaczej. Oglądamy kogoś w telewizji, budujemy sobie w głowie jego obraz, a okazuje się, że to zupełnie nie pokrywa się z tym, jaka ta osoba jest, co sobą reprezentuje w rzeczywistości. Dla mnie idolami są moi rodzice, ponieważ próbowali mi przekazać wiele fajnych wartości i są fenomenalnymi ludźmi.

Jak wspomina Pan okres gry w Biełgorodzie?

Dla mnie to był najlepszy, sportowy sezon. Najlepsza jakość sportowa i chyba najlepsza klubowa drużyna, w której grałem. Także prywatnie był to dla mnie fajny czas, bo z chłopakami z tamtej ekipy mam kontakt do dzisiaj. Sezon skończył się wicemistrzostwem Rosji, więc wspominam ten rok z dużym sentymentem. Był to chyba mój klubowy „top” – takie miejsce, do którego doszedłem dzięki swojej ciężkiej pracy. Było naprawdę super. Generalnie sportowo wschód bardzo mi odpowiada.

Jaki mecz/turniej najbardziej utkwił Panu w pamięci?

Chyba nikogo nie zaskoczy, jeśli powiem, że jedyną wielką rzeczą było to wicemistrzostwo świata z Japonii sprzed prawie dekady. Ostatnio pisząc książkę, musiałem się wspomagać encyklopedią, Internetem i YouTubem, bo nawet tego nie pamiętałem. Nie staram się w swojej głowie pielęgnować rzeczy, które są już za mną, bo na nie już nie mam wpływu. Mam wpływ na dzisiaj i na jutro. Przeżyłem wiele fajnych chwil i tak, jak wielokrotnie podkreślałem, siatkówka dała mi dużo więcej, niż ode mnie otrzymała. Tych meczów i turniejów jest trochę, ale nie budzę się codziennie rano z „bananem” na ustach, wspominając, jaki kiedyś byłem zajebisty. Tego nie ma.

Czy wybiera się Pan na MŚ, jeśli tak to jaki mecz/mecze?

Pewnie! Jeśli tylko będę miał wolne w klubie to na pewno przyjdę, bo mieszkam we Wrocławiu. Chciałbym się też wybrać na początek, zobaczyć te 60-kilka tysięcy ludzi na meczu Polaków z Serbią. Być siatkarzem i ominąć takie wydarzenie? To byłaby dla mnie duża strata. Zrobię wszystko, żeby tam być.

Jakie są Pana prywatne oczekiwania przed nadchodzącym sezonem?

Nie mam oczekiwań. Chciałbym być zdrowy i chciałbym, żeby cały sezon wyglądał jak te pierwsze dwa, trzy dni, które spędziliśmy razem. Mamy fajną grupę i wyczuwa się, że możemy coś ugrać. Oczywiście możemy dostać „w nos” pięć razy pod rząd i skończą się dobre nastroje, ale jeżeli cały sezon będzie wyglądał tak, jak początek to będzie dobrze. Ja będę bardzo zadowolony.

Jan Pan sądzi, na co stać Cuprum Lubin w pierwszym sezonie w PlusLidze?

To jest fajne pytanie. W ostatnim sezonie mogliśmy oglądać Radom, który miał dobrą serię, grał dobrą siatkówkę. Dostali „zadyszki” dopiero w play-offach. Jeżeli poszlibyśmy tą drogą, którą wytyczył nam Radom jako beniaminek i skończyli na takim miejscu jak oni to ja bym był usatysfakcjonowany.

Co skłoniło Pana do tego, żeby na kolejny sezon zostać w Lubinie?

To, że udało się awansować. Może nie wygraliśmy pierwszej ligi, ale zrobiliśmy wszystko, żeby ze sportowego punktu widzenia Związek przyjął nasz akces do PlusLigi. Lubin to dobre miejsce. Można powiedzieć, że w poprzednim sezonie zrobiłem krok do tyłu, ale liczę na to, że w nadchodzącym zrobię – może nie jeden duży, ale dwa, trzy mniejsze – kroki do przodu. Cały czas czuję się na siłach. Nie jestem jeszcze w „ciąży spożywczej”, nie bolą mnie kolana, mogę biegać, skakać i chcę to robić na najwyższym, możliwym poziomie w Polsce. Sprawia mi to jeszcze frajdę. Dobrze się czuję na treningu, dobrze się czuję w grupie tych młodych ludzi, młodszych ode mnie. Siatkówka jest całym moim życiem, więc dopóki będę mógł, będę w nią grał.

Czy uważa Pan, że nowa hala i jej zaplecze będą miały wpływ na jakość przygotowań do sezonu i późniejszą grę?

Tak, hala i zaplecze mają wpływ na grę i jakość zespołu. W tej chwili klub się rodzi, tutaj w Lubinie tworzone jest coś zupełnie nowego w środowisku siatkarskim. Wydaje mi się, że fajnie się gra i trenuje na takim obiekcie, który ma odpowiednie zaplecze, pozwala ci się dobrze przygotować do spotkania. To są niejako „naczynia połączone”. My dojrzewamy jako drużyna, jako zawodnicy staramy się podnosić swój poziom i tak samo klub będzie się rozwijał w tę dobrą stronę. Miło jest wchodzić do ligi jako beniaminek i mieć takie zaplecze i taki piękny obiekt, jaki mamy teraz w Lubinie.

Jak Pan ocenia szanse zespołu w pierwszym meczu przeciwko Resovii Rzeszów?

Przyjedzie do nas mocna drużyna, która w ostatnich latach pokazała, że na arenie PlusLigi, na tym naszym polskim „podwórku” potrafi grać dobrą siatkówkę, na wysokim poziomie. Także organizacyjnie jest to mocny klub, mają kilka „wielkich nazwisk”. Będzie to przeciwnik z najwyższej półki, ale cieszę się, że do Lubina w końcu przyjedzie wielka siatkówka. Może to skłoni kibiców, żeby w stu procentach, w komplecie wypełnili nasz nowy, piękny obiekt.

Czy uważa Pan, że w obecnym składzie Cuprum jest w stanie coś „ugrać” w PlusLidze?

Trudno mi powiedzieć. Na razie zaczynamy, więc są same miłe chwile. A czy coś ugramy? Dobre pytanie na 2., może 5. maja przyszłego roku, bo wtedy na pewno będziemy dużo mądrzejsi. Ja mam nadzieję, że coś ugrać się uda, że naszym realnym poziomem, na który możemy się wdrapać dzięki ciężkiej pracy i zaangażowaniu jest faza play-off. Jeżeli by nam się udało zagrać w play-offach to byłoby to dla nas ogromnym zaskoczeniem i na pewno ukoronowaniem tej ciężkiej pracy, która nas czeka w tym roku.

Dziękujemy za rozmowę i życzymy powodzenia w sezonie!