Dwóch siatkarzy ze złotej drużyny… czyli wywiad pomeczowy w całkiem innym stylu

AKTUALNOŚCI, MECZE, MEDIA

Starzy znajomi z jednej, złotej drużyny w miniony piątek stanęli po przeciwnych stronach siatki. To właśnie o nich pomyślałam, gdy padł pomysł serii pytań do siatkarzy. Jędrzej Gruszczyński i Dawid Woch, to oni wraz z jak się później okazało „Złotym” rocznikiem 97′ reprezentowali nasz kraj we wszelkiego rodzaju siatkarskich imprezach, zgarniając wszystkie możliwe trofea. Chyba każdy kibic chciałby poznać odpowiedzi na kilka pytań, dotyczących tych młodzieżowych reprezentantów Polski. Dlatego zapraszam do lektury!

Monika Mazur: Oczywiste jest to, że kochasz swoją pracę, ale czy jest coś co chciałbyś zmienić w tym sporcie?

Dawid Woch: Myślę, że na ten moment nie ma takiej rzeczy. Robię to co kocham, mam przyjemność trenowania w PlusLidze – najlepszej lidze świata. I myślę, że nie chciałbym nic zmieniać. Może jedyne tyle co, to chciałbym więcej grać.

MM: Złoto Mistrzostw Świata Kadetów, Mistrzostwo Europy Juniorów, a to dopiero kilka z twoich osiągnięć. Jak ciężko trzeba pracować, aby być na tak wysokim poziomie?

DW: Chyba nikt nie zna odpowiedzi na to pytanie, bo tak naprawdę każdy zawodnik, który jest profesjonalnym sportowcem trenuje po to, żeby być na najwyższym szczycie. Ja nie uważam, że jestem na tym najwyższym poziomie, bo jak widać jeszcze nie gram za często i muszę jeszcze wiele pracować. Więc jeśli znałbym odpowiedź na to pytanie i klucz do tego, to na pewno bym już grał w podstawowej szóstce i reprezentacji seniorów. Ale to myślę, że jeszcze wiele pracy przede mną .

MM: Jeśli mógłbyś wybrać swój zawód jeszcze raz, to wybrałbyś siatkówkę? Czy może jakiś fryzjer, kucharz?

DW: No średnio, fryzjera na pewno nie. Może piosenkarz, aczkolwiek śpiewać umiem tylko na snapchacie i instagramie. Więc nie, nie zmieniłbym.

MM: Po kilku miesiącach we Francji wróciłeś na parkiety PlusLigi. Jakie podstawowe różnice widzisz między tymi dwoma ligami?

DW: Przede wszystkim siły ataku, bo tutaj tak naprawdę każda piłka po przyjęciu kończy się mocnym uderzeniem. Tam było dużo bardziej technicznie, dużo kiwek. Może mniej punktów z zagrywki, bo graliśmy piłkami Moltena , które teoretycznie dla przyjmującego jest łatwiej przyjmować. Tak naprawdę dużo się różni, bo we Francji jest dużo więcej siatkówki technicznej. Może też się tam odnajdywałem, bo nie był aż tak ważny wzrost, tylko raczej szybkość.

MM: Miałeś kiedyś taki moment w karierze, w którym chciałeś zrezygnować?

DW: No myślę, że w profesjonalnym sporcie u każdego zawodnika zdarza się taki moment. Aczkolwiek jeżeli napotka się taki pozytywny impuls to od razu ta niechęć spada i wraca się z powrotem do tego co się kocha robić tak naprawdę. Ciężko zrezygnować  z siatkówki, jeżeli jest  tym co kochasz i lubisz robić najbardziej. Więc były takie momenty, aczkolwiek bardzo mało. Mam nadzieję, że więcej ich nie będzie.

MM: Dzięki wielkie, no to teraz kolej na Jędrka. Gotowy?

Jędrzej Gruszczyński: Jak zawsze *śmiech*

Monika Mazur:  W takim razie zacznijmy od pytania, które nasuwa się jako pierwsze.  Mistrzostwo Świata Juniorów z 2017 roku w jakimś stopniu zmieniło twoje życie?

JG: Zmieniło moje życie…Ciężkie pytanie. Myślę, że to po prostu to był taki pozytywny impuls do dalszej ciężkiej pracy, ale jakiejś wielkiej zmiany po tym nie odczułem.

MM: Jak się czułeś widząc twoich kolegów z rocznika 97′ odbierających tą już najważniejszą, bo seniorską nagrodę za Mistrzostwo Świata?

JG: Na pewno fajnie było zobaczyć chłopców z naszego rocznika na parkiecie seniorskiej siatkówki. Z Kubą chodziliśmy  trzy lata do szkoły, do jednej klasy, a z Bartkiem  dwa lata. Później jeszcze rok w Warszawie mieszkaliśmy  razem, więc naprawdę było to wspaniałe uczucie. To, że oni zostali docenieni, to tak jakbyśmy my  całym rocznikiem również zostali docenieni.

MM: Na kim się wzorowałeś i dlaczego?

JG: Ja ogólnie bardzo dużo czasu wcześniej spędziłem grając w piłkę nożną, w sumie zacząłem stosunkowo późno co do niektórych chłopaków, którzy właśnie grali z nami w roczniku. Ale pierwszymi takimi idolami byli Sergio i Krzysztof Ignaczak. Takie gdzieś tam pierwsze dwa, ale to już na pozycje.

Dawid Woch: To teraz ja mam pytanie. Jędrek co myślisz o wycieczce turystycznej do Masahiro Yanagidy?

JG: To jest dzień jak co dzień, po prostu nie ma meczu, na którym nie ma jednego, albo dwóch ludzi z Japonii.

DW: Tylko na ten mecz? Tak to ich nie ma aż tylu?

JG: Nie, aż tylu nie. Ale zawsze są.

DW: To są znajomi czy cała rodzina?

JG: To nie są nawet znajomi. On ich nie zna. Ludzie przylatują normalnie na jeden mecz, żeby go zobaczyć. Przylatują do Wrocławia, przyjeżdżają na mecz i na drugi dzień wylatują.

MM: Dobra, wracając do wywiadu. Jedna rzecz, którą chciałbyś zmienić w swoim życiu? Jest w ogóle taka?

JG: Kurcze zadajesz trudne pytania *śmiech* Muszę się zastanowić, może kiedyś odpowiem Ci na to pytanie*śmiech* Na razie, to że tak powiem idę powoli do celu, który sobie gdzieś tam ustaliłem. Może chciałbym wstawać wcześniej i czytać więcej.

MM: Dziękuję wam bardzo za wywiad w bardzo miłej atmosferze.

 

Foto: Kornelia Kłębucka