W sobotnim meczu emocje sięgnęły zenitu! Miedziowi po ponad miesiącu gry na wyjazdach wreszcie wystąpili we własnej hali i pokazali, na co ich stać. Razem ze sponsorem strategicznym KGHM Polska Miedź S.A. podjęli gości z Trefla Gdańsk i stoczyli bój, po którym podzielili się punktami. Wszystko rozstrzygnęło się w tie-breaku i mimo że triumf odnieśli przyjezdni, to mecz ten stał na naprawdę wysokim poziomie.
Z początku obie ekipy poczęstowały kibiców widowiskową grą, bardzo mocno ofensywną. Zawodnicy słali potężne ataki, jednak nieco skuteczniejsi byli przyjezdni, którzy wypracowywali sobie przewagę. Ta jednak stopniała w mgnieniu oka po dwóch skutecznych atakach Nikolaya Pencheva i jego pojedynczym bloku. Na tablicy wyników pojawił się remis 11:11 i przez chwilę gra była wyrównana, lecz gdańszczanie znów zaczęli przejmować inicjatywę (20:15). W końcówce zaczęło się robić gorąco za sprawą świetnej dyspozycji naszej ekipy w bloku, która pomogła zniwelować stratę (23:24). Ostatni punkt zdobyli jednak przyjezdni.
Dobra końcówka poprzedniej partii uskrzydliła Miedziowych, którzy po przerwie spisywali się wyśmienicie i prowadzili 5:1. W ataku brylowali Ronald Jimenez oraz Wojciech Ferens (12:8). Po asie serwisowym Ferensa trener gości poprosił o czas. Nic to jednak nie zmieniło, bo nasza drużyna grała jak w transie i tylko powiększała prowadzenie. (17:10). Świetnie funkcjonował blok i atak, a także coraz więcej piłek było podbijanych. Wspaniale radził sobie nasz libero Kamil Szymura: jego pozytywne przyjęcie było na poziomie aż 70%.
Po przerwie goście powrócili z podwójną siłą, a punkty w większości zdobywał Bartłomiej Lipiński. Ekipa Michała Winiarskiego znów szybko wypracowała przewagę (12:6), ale wystarczyło, że w pole serwisowe wszedł nasz kapitan Miguel Tavares. Przy jego zagrywce różnica stopniała do zaledwie 2 oczek – 12:10. Walka była ogromna. Miedziowi trzymali się tuż za rywalami, zepsuta zagrywka Moritza Reicherta dała upragniony remis. W końcówce powtórzyła się sytuacja z pierwszej partii: 23:22 na korzyść Trefla Gdańsk. Tym razem jednak skończyło się inaczej. Skuteczny atak Ferensa dał naszej ekipie remis 24:24, a całą partię zakończył szczelny blok Tavaresa.
Czwarta odsłona przyniosła emocje na najwyższym poziomie już od pierwszych piłek. Obie drużyny grały bardzo dobrze i miały ogromną ambicję, by wygrać – Miedziowi, by skończyć mecz, a goście doprowadzić do tie-breaka. Wreszcie inicjatywę przejęli gdańszczanie i wyskoczyli na kilka oczek do przodu. Trener Marcelo Fronckowiak postanowił skorzystać ze zmian i na boisku pojawili się m.in. Mariusz Magnuszewski, Adam Lorenc czy Kamil Maruszczyk. Rywale jednak postawili na swoim.
Tie-breaka rozpoczął Wojciech Ferens mocnym atakiem z lewego skrzydła. Walka toczyła się punkt za punkt i nikt nie zamierzał odpuścić (7:7). Smaczku dodawały trudne do oceny challenge i lekko niezrozumiałe decyzje sędziujących. Zmiana stron odbyła się przy minimalnym prowadzeniu Trefla, jednak za chwilę liderem była już nasza drużyna (11:10). Zmęczenie dawało się już we znaki zawodnikom, którzy kończyli już trzecią godzinę gry. Do ostatnich piłek walka była całkowicie wyrównana. Ostatecznie tie-break zakończył się wynikiem 18:16 na korzyść Trefla. Warto zauważyć, że trwał aż 27 minut.
Cuprum Lubin – Trefl Gdańsk 2:3 (23:25, 25:20, 27:25, 18:25, 16:18)
Cuprum: Gunia (11), Ferens (24), Smoliński (2), Jimenez (14), Tavares (5), Penchev (12), Szymura (L) oraz Lorenc (2), Magnuszewski (1), Jakubiszak (7), Maruszczyk (1).
Trefl: Lipiński (20), Wlazły (19), Janusz (2), Reichert (16), Mordyl (8), Crer (13), Olenderek (L) oraz Kozub, Sasak (3), Janikowski (1), Urbanowicz.
MVP: Mariusz Wlazły